Azja,  Himalaje,  Nepal,  Podróże,  Relacja

Nepal 2 – z Phaplu do Namche Bazaar

Idąc z Phaplu miałem 45 km dalej do Namcze Bazar niż osoby lądujące w Lukli. Niewiele w poziomie, ale sporo przewyższeń –  dwie przełęcze ponad 3000m, między tym zejście poniżej 1500m. Na tych wysokościach w krajobrazie dominują tarasy ryżowe, bananowce, miejscami lasy deszczowe pełne paproci i storczyków. Tu nawet w zimie temperatury są dodatnie, a śnieg jeśli nawet spadnie przywiany z wyższych partii gór, szybko topnieje.

W całych Himalajach, na przełęczach stoją ozdobione kolorowymi flagami modlitewnymi stupy, białe, odporne na trzęsienia ziemi budowle z namalowanymi oczami. Podobno symbolizują stan oświecony Buddy. Często też budowane są ozdobne bramy z młynkami modlitewnymi w środku. Modlitwa polega na obracaniu młynkami. Podobno kiedyś mnisi wyszkolili specjalną rasę psów – Spaniele Tybetańskie. Ich zadaniem było obracanie młynkami modlitewnymi. Dziś rasa ta ma wiele z Pekińczyka, podobno za sprawą częstych wizyt Chińczyków w Tybecie. Nie śmiałbym sugerować, że mnisi są leniwi i wyręczali się psami, zamiast obracać młynkami. W wielu miejscach jednak spotkałem też młynki modlitewne napędzane przepływającym potokiem…

Młynki modlitewne na przełęczy Taksinda La
Młynki modlitewne na przełęczy Taksinda La

Ciągła walka z grawitacją

Na tym odcinku zrozumiałem specyfikę chodzenia po Himalajach. Miejscowi określają to mianem „Sherpa flat” – płasko dla Szerpów. Startuję rano z wysokości 2500, wchodzę na przełęcz 3500, schodzę do rzeki na 1500 i wspinam się z powrotem na 2500. Po drodze kilkadziesiąt mniejszych podejść i zejść, co w sumie daje 3000 m przewyższeń na 20 kilometrach. Sherpa flat.

Bezpłodna krzyżówka klaczy z osłem

Od Ringmu kończą się jakiekolwiek drogi, a zastępują je wąskie i strome ścieżki. Cały transport przejmują muły. Zwierzęta wytrzymałe, choć nieco… mułowate. Wiele czasu spędziłem czekając aż kolejne karawany mułów obładowanych butlami gazowymi, kanistrami z benzyną, czy workami z ryżem przejdą dalej. Przeciskanie się między nimi groziło zepchnięciem ze ścieżki. Obowiązkowym elementem wyposażenia kolumny mułów jest poganiacz. Jego praca polega na wydawaniu przeraźliwych odgłosów i uderzaniu muła patykiem w butlę lub kanister. Kiedy pierwszy raz słyszałem gorliwego poganiacza, myślałem że jakiś wojownik popełnia właśnie rytualne harakiri. Bez tej iskry zapłonowej muły natychmiast zatrzymują się i zaczynają żreć trawę. Generalnie zawsze wpierw było słychać wrzaski poganiacza, znacznie później pojawiały się muły.

Poganiacz mułów

Wieczory przy kozie

Pierwszego dnia wędrówki przez przełęcz Taksindu La doszedłem, już po zmroku, do miejscowości Jubing. Było gorąco. Wysokościomierz pokazywał 1500 m npm. Wtedy myślałem, że się pomylił. Od tego wieczora kolejne 22 wyglądały podobnie. Jedyne ogrzewane pomieszczenie, w którym z innymi plecakowiczami (jaki jest polski odpowiednik słowa backpacker?) jadłem kolację i rozmawiałem i wszystkim i o niczym. W Jubing akurat jeden Francuz, który szedł z przewodnikiem uparł się, że mam francuski akcent i muszę rozumieć po francusku. Kilka razy zaprzeczyłem, ale nie ustawał w próbach, więc zacząłem go namawiać, żeby próbował dalej… Francuzi byli jedyną nacją jaką spotkałem w Himalajach, która nie próbowała nawet wypowiedzieć kilku słów po angielsku. Uparcie mówili po francusku z przekonaniem, że powinni zostać zrozumieni.

Kolejnego dnia, w Surke spotkałem samotnego turystę z Izraela. Po tradycyjnej wymianie informacji kto skąd pochodzi i dokąd idzie, spytałem go, czy wie do której jest otwarta brama parku przed Namcze. Obawiałem się, że przyjdę następnego dnia już po zmroku i nie dojdę do Namcze, bo brama będzie zamknięta.

Nie ma szans, nie miniesz ich. Zawsze mnie jakoś wypatrzyli kiedy chciałem przejść bokiem – padła odpowiedź.

Spotkanie z drogą z Lukli

Od wysokości Lukli, czyli mojego trzeciego dnia wędrówki, drogi znacznie się poszerzyły, a ilość turystów zwiększyła się dziesięciokrotnie, co chwilami budziło skojarzenia z drogą na Morskie Oko. Dolina zrobiła się węższa, pojawiły się drzewa iglaste. Tu pierwszy raz widziałem opłatę za ładowanie telefonu, która stała się normalna w miejscowościach powyżej Namcze, choć tam było to o tyle zrozumiałe, że cały prąd pochodził z baterii słonecznych. Ceny posiłków wzrosły z 3 do 6 dolarów. Najdroższy nocleg jaki widziałem na całej trasie był w Namcze Bazar – 1000 rupii, czyli ok. 9 $. W pozostałych miejscach było to od 1-5$ za jednoosobowy pokój. Standard wszędzie był podobny, pościel była czysta choć nie była zmieniana po każdym turyście. Ogrzewania brak. Ja miałem swój śpiwór puchowy do -20 stopni, więc nie przeszkadzało mi to w żaden sposób.

Czwarty dzień przeznaczyłem na aklimatyzację. Namcze Bazar leży na wysokości 3500m, więc idealnie na początek było podejść na 4000 i wrócić na nocleg na 3500. Tym bardziej, że ze wzgórza Syangboche pierwszy raz zobaczyłem Everest, Lhotse, Ama Dablam i inne wysokie szczyty.

zachód słońca w Syangboche
zachód słońca w Syangboche

Poprzednia strona: Nepal 1 – Katmandu i droga w Himalaje

Następna strona: Nepal 3 – w stronę Chukhung

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *