Azja,  Himalaje,  Katmandu,  Nepal,  Podróże,  Relacja

Nepal 1 – Katmandu i droga w Himalaje

Trasa trzech przełęczy w Himalajach. 320 kilometrów z plecakiem, cztery pięciotysięczniki, trzy pięciotysięczne przełęcze. Bliskie spotkania z Everestem, Lhotse, Nuptse, Makalu i Ama Dablam.

W połowie października 2019 wybrałem się na miesiąc do Nepalu. Połączenie z Pragi do Katmandu obsługuje m. in. niskobudżetowa linia Air Arabia, oferująca na tej trasie małe samolociki z przesiadką w Szardży. 7 godzin lotu, 6 godzin czekania na przesiadkę i jeszcze 5 godzin lotu.

Durbar Square nocą
Katmandu – Durbar Square nocą. Pozostałości po jednym z trzech pałaców królewskich byłego królestwa Kathmandu. Bardzo ucierpiały podczas trzęsienia ziemi w 2015 roku.

Katmandu

Na lotnisku oprócz wizy kupiłem jak zwykle lokalną kartę sim i wymieniłem część dolarów na rupie nepalskie (110 rupii za dolara). Po ustaleniu z taksówkarzem ceny za dowiezienie mnie z plecakiem na Thamel (500 rupii), zaczęło się ciekawie. W obłędnym ruchu ulicznym Katmandu, po 10 minutach jazdy dobił do nas motocykl. Dobił tak, że pękła stara i zmurszała opona wiekowego Hyundaia. Po założeniu zapasu okazało się, że ten też jest bez powietrza. Mimo to kierowca wbił jedynkę i ruszył w Katmandu w poszukiwaniu kompresora. Napis na samochodzie dumnie głosił: Budda was born in Nepal!

Taksówką bez powietrza po Katmandu
Taksówką bez powietrza w oponie przez Katmandu.

Plątaniny kabli elektrycznych na ulicach i trudny do ogarnięcia ruch uliczny znałem z innych azjatyckich miast, więc nie zrobił na mnie wrażenia. Szok przeżyłem kiedy na środku ruchliwego chodnika zobaczyłem leżącego trędowatego. Zabandażowane kikuty rąk i nóg były czerwone od świeżej krwi. Leżał nieruchomo, nie jestem nawet pewny czy żył. Na nikim ten widok nie robił wrażenia, więc raczej nie był czymś nadzwyczajnym w stolicy.

Pierożki momo i daal tadka
Pierożki momo i daal tadka

Po sprawdzeniu cen jakie oferują lokalne biura podróży, postanowiłem jechać Himalaje na własną rękę. Z powodu kosztów odpadł niestety pierwotny plan wejścia na Ama Dablam. Oprócz 400 dolarów za permit, musiałbym zapłacić kolejne 200$ opłaty śmieciowej, 200$ za korzystanie z poręczówek itp. To i tak niedrogo, biorą pod uwagę, że sam permit na Mount Everest w sezonie wiosennym kosztuje 12000$, a dodatkowe opłaty pochłaniają drugie tyle. W każdym razie pozostały mi szczyty do 6000 metrów wysokości, na które można wchodzić bez jakiegokolwiek zezwolenia. Jedynym kosztem jest wstęp do parku narodowego 3000 rupii i opłata lokalna 2000 rupii.

Droga w Himalaje

W rejon Everestu można dostać się na dwa sposoby. Albo samolotem do Lukli za 180$ w jedną stronę, albo terenowym busem z Nepalczykami, po górskich bezdrożach i dalej pieszo kilkadziesiąt kilometrów przez góry. Oczywiście wybrałem drugą opcję, tym bardziej, że kosztowała tylko 5$.

Droga do Phaplu
Dojazd z Katmandu do Phaplu zajmuje ok. 12 godzin z postojem na obiad. Wszyscy dostają to samo danie – Dal Bat. Sztućców brak. Ryż polewa się zupą z soczewicy i tak uzyskaną papkę formuje się palcami w kluseczki, które wkłada się do ust.

260 km autobus pokonał w zawrotnym tempie 12 godzin. Kierowca uszczęśliwiał pasażerów muzyką nepalską, w maksymalnym możliwym natężeniu na jakie pozwoliły charczące głośniki w busie. To była ostatnia rzecz jakiej potrzebowałem w nagrzanym busie, telepiącym się we wszystkie strony krętą, szutrową drogą. W samym Phaplu kierowca rzucił w moją stronę zdecydowane – ty pójdziesz ze mną. I tak odpadła mi kwestia poszukiwania noclegu.

Koniec drogi w Phaplu. Tuk-tuki czekają na pasażerów, a psy leżą po kotem
Koniec drogi w Phaplu. Tuk-tuki czekają na pasażerów, a psy leżą po kotem

Koniec świata – Phaplu

Za 2 dolary dostałem jednoosobowy pokój ze wspólną łazienką. Łazienka składała się z dziury w podłodze i beczki z wodą z plastikowym naczyniem do jej czerpania. Na dole wspólna kuchnio-jadalnia, w której na kolację dostałem Dal Bath – ryż z zupą z soczewicy i warzywami w curry. Tu jeszcze dostałem sztućce, ale należało się przyzwyczajać powoli do jedzenia rękami. Ryż polewa się zupą z soczewicy i ugniata na kluseczki, które wkłada się do ust. Pomieszczenie miało w środku piec typu koza, na której stał czajnik z wodą. W Himalajach widziałem dwa sposoby gotowania wody. Albo był to czajnik stawiany na kozie, albo czajnik ustawiony w ogniskowej talerza, który przypominał antenę satelitarną i skupiał promienie słoneczne. Wokół kozy skupiało się życie towarzyskie Phaplu. Sąsiadki przychodziły wypić piwo i porozmawiać z gospodynią, prawdopodobnie o tym na ile godzin dziś włączą prąd wieczorem… A może tylko zobaczyć dzisiejszego gościa 🙂Phaplu

Phaplu – ostatnie miasteczko do którego można dojechać drogąNastępna strona: Nepal 2 – z Paplu do Namcze Bazar

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *